Wtorek był naszym ostatnim dniem, który spędziliśmy w górach. W środę rano ruszyliśmy na południe.
Środę spędziliśmy na zwiedzaniu jaskiń. Najpierw wybraliśmy małą jaskinię Krizna Jama, która jest mało znana, mało turystyczna, ale za to nie jest podłączona tam
elektryka, całą trasę przez jaskinię idzie się z małą latarką. Do tego dostaje się urocze kaloszki i część trasy pokonuje się w pontonie płynąc podziemną rzeką. To była moja pierwsza jaskinia. Pierwsze wrażenie? "Jakby Niemcy budowali" - wielkością podobne do podziemnych tuneli (wiem, bo w tym roku pierwszy raz w takich byłam ;) ).
Trochę stalaktytów, stalagmitów, dużo formacji skalnych. Wrażenia po spacerze bardzo przyjemne.
Pomyślałam - "widziałam jedną, widziałam je wszystkie". Ale.. nie. Ale o tym zaraz.
|
Latarki |
Nasz następny przystanek wypadał w Jaskiniach Szkocjańskich.
To druga, po jaskini Postojnej, najbardziej znana jaskinia na Słowenii. Czemu nie wybraliśmy tej najbardziej znanej? W Internecie jest mnóstwo negatywnych opinii o turystycznej szopce, którą się tam spotyka. Niesamowicie wysokie ceny, bazarki z pamiątkami i tłumy ludzi.
Dojechaliśmy do Szkocjańskich i co widzę? Bazarki i tłumy ludzi. Ok, jak już przyjechaliśmy to nie ma odwrotu. Wejście jest o pełnej godzinie, w grupie z przewodnikiem. A mówiąc grupa mam na myśli 120 osób.
Podzielili nas na 4 podgrupki, każda dostała jednego przewodnika. Opowiedzieli, że w jaskini nie ma toalet i nie można sikać na skały. Kiedyś można było robić zdjęcia, ale ludzie się potykali, upadali, spowalniali grupę i wprowadzili zakaz. Początek uroczy. Weszliśmy. I tutaj skończyły się jakiekolwiek negatywne myśli. Cała trasa prowadziła przez dwa rejony: "cichy" i "głośny" - przez ten płynie podziemna rzeka. Komnaty były ogromne. Formacje skalne ogromne. Wszystko pięknie oświetlone. Największa komnata - wysokość 160m jeżeli mnie pamięć nie myli - prowadziła zboczem ściany. Efekt - byłam w kopalniach Morii i czekałam aż Balrog mi wyskoczy zza zakrętu.
Zdjęcia możecie obejrzeć np.
tutaj